To wydarzyło się wczoraj, gdy skopiowałam jeden folder w jedno miejsce i zniknął, choć nadal zajmował miejsce na dysku.
Może i to brzmi jak bajka, ale jest jedno ale. Zależało mi na tych danych cholernie. Jak się potem okazało, wrzuciłam folder o TAKIEJ SAMEJ nazwie, wg windowsa oczywiście. Użyłam do tego linuxowego ntfs-3g. Po przebootowaniu i przełączeniu się na „jedyny słuszny system” zauważyłam, że widać tylko jeden z nich. Pierwsza myśl: wykonać komendę chkdsk /r
. Już widziałam groźną wizję wyłuskiwania plików (a było ich ok. 4gb) typu file000.chk (pod linuxem przynajmniej po ikonce czy komendzie file nazwa zobaczę co to w ogóle było) z foldera found.000. Ale nic się nie stało. Po prostu nic. Folder się nawet nie utworzył. Za to pojawiły się już 2 foldery, nie jeden. Ich nazwy to jakisfolder i Jakisfolder. Aaa cwana windo. Jednak rozróżniasz wielkość znaków? Teraz już wiem co skopałam. Po prostu folder, który wrzuciłam na dysk pracując pod linuxem wyposażonym w ntfs-3g miał podobną nazwę do już istniejącego. A dokładnie różnił się wielkością pierwszego znaku w nazwie. I oczywiście zawartością. No to teraz, kiedy widzę oba, wpadłam na coś, co podpasowało naszemu systemowi, a mianowicie zmieniłam nazwy. MFT to zaakceptował, aktualizując oba wpisy. Oba foldery okazały się autonomiczne (można było zmienić nazwę, dla każdego z osobna). W takim razie, z ciekawości czy załapał o co mi chodzi, ponowiłam komendę chkdsk /r
. Potrwało to dłuższą chwilę, ale stało się to, czego oczekiwałam. Folder połączył się z zagubionymi danymi, na które wskazywać powinien.
Dzień: 2011-05-25
Do rzeczy. Jak wiemy, ilość elementów na pulpicie wpływa na to, jak nam się na nim pracuje. Wiadomo, że im więcej pamięci na dysku zajmuje…