Press "Enter" to skip to content

Afera CiemskiGate

Miało być na linkedIn, ale za dużo znaków.

Postanowiłam, że jednak się wypowiem w aferze, którą roboczo nazwałam Ciemski Gate, bo sprawa powinna już ucichnąć, a nadal unosi się z niej smrodek.
Wątki widzę tu cztery:
– Marketing
– Nie dowożenie
– Plagiat
– Zasłanianie się diagnozą
i spróbuję się ustosunkować do każdego z nich, próbując na sprawę spojrzeć trochę szerzej.

No marketing jaki jest- każdy widzi. A kto widzi, ten rozpoznaje. Rozpoznaje Michała Szafrańskiego, bo jest to do bólu „Szafrański style”. Nie pierwszy taki przypadek w branży i zdarzały się innym stosującym takie cyfry sześcio czy nawet siedmio cyfrowe zyski za szkolenie wyciągać. Wiemy, że to działa. Firmujesz jakość swoim nazwiskiem, możesz dużo zarobić, ale jak coś skopiesz, to zszargasz swoje nazwisko po całości i to się stało. Tam też się preferuje puszczanie kursów ludziom po kawałku, ale bardziej chodzi o to, żeby za dużo nie widzieli przez pierwsze 14 dni, kiedy to można poprosić o zwrot. No i mamy jeszcze aspekt społeczny, ludzie robią w jednym czasie kurs i wymieniają się doświadczeniami, tworzy się jakaś społeczność. Ale czasami może się komuś wydawać, że jeszcze ma czas by dokończyć następną transzę, ale jednak ten czas mija i klops.

Dochodzimy do drugiego punktu. No człowiek nie dowozi na czas, lata mijają. Ciemski robi tak szybko kurs, jak ja przerabiam te, które mam już pokupowane z różnych miejsc, czyli latami to trwa;). Jeśli komuś brakuje cierpliwości i chciałby po prostu dostać za co zapłacił – to jedyne rozwiązanie jakie widzę, to reklamacja. Może nawet zbiorowa. A jak się nie da, to są odpowiednie sądy. Tymczasem mamy w sieci samosądy. Afera na pół community. Powstaje masa memów, ludzie się wymieniają każdym możliwym potknięciem, nakręcają się nawzajem. No jak nie w IT. Widziałam takie rzeczy w innych społecznościach i cieszyłam się że dobrze że tu takich nie ma, a najwyraźniej żyłam w jakiejś bańce informacyjnej gdzie tego nie było. No Ludzie! Jak się coś robi to i zdarza się coś spieprzyć. Tak po prostu. Nie liczę ile rzeczy ja spieprzyłam w życiu i w sumie dobrze, że nie jestem popularna i mi nikt tych błędów za długo nie wytyka, ludzie przechodzą nad tym do porządku dziennego (a paru osobom wiszę maila chociażby i to zdecydowanie za długo, parę innych rzeczy dawno powinno się odbyć a jeszcze się nie odbyły – na szczeście nie chodziło tam o żadne pieniądze). Myślę, że każdy z nas powinien się na siebie spojrzeć i zastanowić, czy zawsze wszystko dowiózł na czas (patrzę właśnie na swoją magisterkę oddaną 5 lat po terminie). Zwłaszcza, jeśli się jest osobą neuroróżnorodną i to pojęcie czasu ma się skrzywione. Zwłaszcza, jeśli wzięło się na siebie zbyt dużo. Zwłaszcza, jeśli chęci jest więcej niż siły w organiźmie. Nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi. Nie jeden biznes się ludziom rozjechał. Nie jeden fachowiec nie dowiózł czegoś – niezależnie od branży. Tutaj na szczęście nikt nie zginął.

Przejdę do sprawy z plagiatami. No wiecie, w sieci można wszystko znaleźć. Plusem jest to, że przynajmniej content został przetłumaczony, ale pół polskiego internetu to tłumaczenia bez podawania źródeł. Nie mówiąc o uczelniach, gdzie na każdej której byłam, prowadzący mieli do prawa cytatu (że tak to ujmę) czy praw autorskich dość swobodne podejście, żeby nie powiedzieć, że żywcem dawali wybrane strony cudzych materiałów bez podawania źródeł, ale były na hasło „żeby ludzie spoza uczelni nie mieli dostępu”, a tak naprawdę to „żeby mnie o plagiat ktoś nie pozwał”. I to się na polskim poletku nie kończy. Ile książek programistycznych to w dużej mierze kopie dokumentacji ułożone w taki czy inny sposób? Serio wszystko co kupujecie przepuszczacie przez antyplagiat i zgłaszacie gdzie trzeba? Byłam z rok temu na jednym szkoleniu (z psychopatologii, nie z cybsec akurat), gdzie człowiek sobie otworzył losową udostępnioną przez jedną z uczelni prezentację z neta i ją przedstawiał. Zapytałam, czy mają jakąś współpracę z tą uczelnią i prowadzący odpowiedział, że nie. Że w sumie wziął ją faktycznie z sieci „bo jest dobra”, niekoniecznie wcześniej powołując się na źródło. W ogóle to z połowa z tego szkolenia uciekła;). Reklamacji było sporo, ale do dziś ich reklam na fb jest jeszcze więcej. Widocznie wychodzą na swoje. Przedstawiam te przykłady, żeby pokazać, że jakoś strasznie negatywnie się Wojciech nie wyróżnia. Trafił jednak na taki a nie inny grunt i wykorzystał fakt, że obecnie jest moda na przebranżowienie się na SECa. Planowany target – ludzie wchodzący do społeczności. Target rzeczywisty – ciekawscy ludzie ze społeczności, którzy nie wybaczają błędów, zwłaszcza jeśli płacą. A w szukaniu błędów są biegli. Za to im płacą. No miał pecha człowiek.

Nawiążę jeszcze do diagnoz, za którymi się kryje. Faktycznie z perspektywy psychologiczno-psychiatrycznej przy jednym takim zdarzeniu byłoby to całkiem uzasadnione. Depresja odbiera człowiekowi możliwość zrobienia czegokolwiek i jest to naprawdę ciężka choroba. Nieleczona prowadzi do śmierci z rąk własnych. To nie jest tak, że ci sie nie chce, po prostu nie masz siły ani możliwości czegoś zrobić. Najlepiej wtedy po prostu skorzystać z pomocy lekarskiej. Wziąć zwolnienie lekarskie z życia, zacząć brać leki i iść na terapię, po prostu. Co do kwestii ADHD to mamy tutaj głównie kwestię zaburzeń funkcji wykonawczych (czyli że coś by się zrobiło i chce się to zrobić, ale cholernie ciężko się za to zabrać), ale też słomianego zapału (przecież przyszły projekt zawsze jest lepszy niż obecny). Z pewnością utrudnia to tworzenie projektów długoterminowych za jakie można uznać tworzenie kursów ALE może warto po prostu ograniczyć scope i na razie dowieźć coś jednego zamiast robić kilka rzeczy na raz? Ok, przyganiał kocioł garnkowi, znam to z autopsji, na szczęście nie obciążyłam się finansowo. Ale pewnie tylko dlatego, że mam mniej odwagi niż Wojtek. Jeszcze. No chłopak nie ma łatwego życia.

Podsumowując – Wojciech C to nie jest jakiś straszny złol, praktyki jakich się dopuszczał w innych sytuacjach są spotykane i nikomu się od tego krzywda nie dzieje. Nie powinniśmy go tak surowo oceniać. Może lepiej, jeśli zajmiemy się tworzeniem czegoś zamiast przerzucać się memami grającymi na emocjach i to raczej negatywnych.

Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci exploitem.

//EDIT

Dobra, bo oczywiście jak to ja, chciałam dobrze, wyszło jak zawsze, odpalił mi się ratol, a powinnam z tym walczyć;)
Chciałabym doprecyzować kilka rzeczy, które mi wyszły po dyskusjach.

Po pierwsze – odpowiedzialność. Wyszło ze mnie typowe polactwo. Siedzimy cicho, jest tego pół internetu ale… przecież społeczność ma prawo postawić granice i uznać, że pewne rzeczy u nas przychodzą. Nie miałam świadomości, że to nie była tylko kwestia plagiatu jednego angielskiego przetłumaczonego artykułu, który był w kilku miejscach w Internetach. Było tego więcej, o czym już nie wiedziałam. Ludzie pokazali mi „zerżnięcie treści z dokładnością do błędu, który popełnił rzeczywisty autor”. No i później coś, co okazało się „ściepą na roszczenia” de facto.
Każdy z pokrzywdzonych ma prawo dochodzić swoich roszczeń przy użyciu policji, sądów, uokiku i gdzie tam jeszcze można. Ludzie mają prawo być !wqrwieni, ponieważ nie dostali za to, za co zapłacili. Krzywda się stała. Gdyby nie było ciągu dalszego, można by było usprawiedliwiać, jednakże pan Wojciech i to nie Cejrowski zrobił sobie z tego model biznesowy. I tak, nie ma tu wygranych.
Mogę dołączyć do #meToo, bo też kupiłam i też nie dostałam wszystkiego, za co zapłaciłam. To, co mi wyszło z tego, to dostrzeżenie u siebie akceptacji patologii. Jescze sporo się muszę nauczyć.

Be First to Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.