Tak, byłam na Woodstocku, drugi raz (po 7 latach – 1 raz pojechaliśmy późno wieczorem – tak po 20 i byliśmy jakoś po 2) po cywilnemu (byłam jeszcze 2 lata temu, ale to służbowo więc się nie liczy – nie opuszczałam „miejsca pracy” nie licząc obejrzenia stoisk NGO). Pierwszy raz jak byłam to głównie w okolicy dość cichej wioski kryszny i asfaltu obok niej, tam gdzie sprzedają różne rzeczy (a więc nie w strefie największego hałasu). Tym razem dosłownie zajrzałam do paszczy lwa, bo i nie miałam co innego robić.
Przyjechaliśmy jakoś hmm no na pewno po 17 było, ale niedługo po. Bo kilkanaście minut po 16 wyjechliśmy. I o 20 byłam w domu, dzięki Bogu chciałoby się rzec.
W przeciwieństwie do pierwszego tam razu, tym razem nie było tak ciemno i wiele było widać. Za wiele. Co prawda jedynym błotem jakie widziałam było to przy odkręconych kranach gdzie ludzie mogli się umyć (a było z czego – mega kurz), ale bydła było masa.
Bardzo nieprzyjemnym zdarzeniem były kurtynki wodne. I o ile te robione przez straż pożarną z pl i de można było ominąć, tak samo jak i stacjonarne kurtyny (nie wiem co w nich ludzie widzieli), to łażących ludzi i chlapiących po kim popadnie było masa. Dość szybko po zejściu w okolicy głównej sceny ubrałam długi rękaw z kapturem, by uniknąć ochlapania. Matka się na mnie darła, ale ja też darłam się na wszystko co popadnie więc remis.
Kolejnym dość sporym problemem było słońce. Nie grzało jakoś specjalnie, ale już dawno odwykłam od jego światła, więc pobyt przypłaciłam bólem głowy w trakcie imprezy i pół dnia po niej – i wcale nie musiałam się upić aby osiągnąć ten efekt. Oczy bolały również i mięśnie od ich mróżenia, te po zewnętrznych kącikach oczu.
Moja mama mówiła, że „ostatnio mi jakoś nie przeszkadzało” jak byłam, a mimo to nie chodziłam w stoperach. Oczywiście w stoperach byłam, ale druga sprawa to taka, że tam koło lasku jest znacznie ciszej – poszliśmy, „no faktycznie”. Generalnie nie wiem jak ludzie wytrzymują drgania. Bo sam dźwięk sceniczny stopery potrafiły na prawdę zmniejszyć o odczuwalną ilość decybeli. Także polecam. Nadal słychać muzykę (tego się na koncercie uniknąć), i to nadal do bólu głowy, ale na prawdę dawały radę.
Szkoda, że w tym roku się nie załapałam na obchód po strefie NGO (na cholerę lazłam pod tą masakryczną górę!!!), bo się okazało że ostatniego dnia mogli być krócej, jedyne co mi się udało to pogadać przez chwilę z łebkami z hskrk i zostawić poparcie dla amnesty international (i tak mają już moje dane w kilku egzemplarzach – mimo że się wpisuje maila nie spamują jakoś specjalnie). Także odwiedziłam niedobitków i zgliszcza jak po powstaniu warszawskim;). Na gadgety też się nie załapałam. Acz podniosłam jakieś wydanie biblii walające się po ziemi – komuś zostało ono nawet wydane przez moją mamę (spoko, mam całkiem fajne swoje wydanie- niech sobie ma). Swoją drogą trochę wstyd, żeby fragmenty świętej księgi chrześcijan (to nic że protestantów – ale dalej o Jezusie itd) walały się po ziemi kiedy ponad 90% tam obecnych to byli chrześcijanie (głównie katolicy). Ba, chodzili zakonnicy, zakonnice, księża, i nie podniosły. A tam na okładce tych broszurek były takie słowa jak Jezus, Psalmy, św. Paweł… To nie przykuwało waszego wzroku ludzie w habitach?
Poza rzeczami które mogły mi przeszkadzać z uwagi na nadwrażliwość zmysłową, można się przyczepić tylko kurzu i gór śmieci, ale przejdę do rzeczy takich bardziej pozytywnych.
Pomalowani czy obłoceni ludzie byli – tak to jest jak ludzie mają tej wolności aż za dużo – ale pomimo tego, że było piwo, kto chciał coś mocniejszego i nie tylko alkohol ten sobie załatwił, nie widziałam tam jakiejś specjalnej agresji, większych bójek (poza nazwijmy to jakąś wymianą zdań między kolegami). Weźmy sobie pod uwagę, że na meczach jest jakieś 10% tyle ludzi a agresji wielokrotnie więcej i to takiej, w której policja musiałaby interweniować.
Psów jak psów – ale byli to mili państwo, którzy tylko chodzili sobie i krzywdy nikomu nie robili. Plus dla nich za dobre kierowanie ruchem i pilnowanie porządku. O dziwo działało to w drugą stronę również – ludzie byli dobrzy dla policji. Nie widziałam żadnych większych incydentów z cyklu HWDP.
Na moje uznanie zasługuje również lokalna służba – pokojowy patrol. Czytałam arta że gdzieś kogoś pobili czy coś – spotkałam się z zupełnie innym podejściem. Pomocni ludzie ułatwiający samochodom służbowym wjazd i wyjazd, służącym pomocą np. udzielając informację gdzie czego szukać, gdzie kto gra itp, ale i (a i mi się oberwało) dbający o przestrzeganie regulaminu – głównie konfiskujący butelki i zbierający je z ziemi – całkiem ich rozumiem, kwestie bezpieczeństwa, a szkło może pokaleczyć.
Nie widziałam ani „tych strasznych gwałcicieli” zaciągających laski siłą do namiotów, ani wpychających młodzieży dragi i alko (w tym niewiadomego pochodzenia). Medialne doniesienia na te tematy były – ale trzeba było na prawdę interesować się samemu tego typu środkami aby je pozyskać – nikt ich przechodniom wprost nie oferował.
Tak, byli chłopcy zapraszający ładne dziewczyny pod namiot, ale hmm… no żadna nie musiała się przecież zgadzać. Nie widziałam żadnych wymuszeń. No chyba że ochota przyszła wraz z chemią buzującą w mózgu. A jeśli jakaś lasia przyszła po przygodę tego typu zapominając o zabezpieczeniach – chyba 3 stoiska na strefie do końca rozdawały gumy, informowały o wenerykach a 2 z nich uczyły nawet zakładać (z użyciem drewnianego penisa – nie na żywo, żeby nie było). W krzaczkach widziałam tylko jedną parę, i chyba bym nawet jej nie zauważyła, jakby ktoś nie powiedział „oo grzmocą się tam w krzaczkach”.
Podobała mi się akcja z alkomatem na wylocie. Nawet ojciec i brat się przebadali. Ojcu nie wykazało, więc to on kierował:). Każdy mógł bezpłatnie przed wyruszeniem w trasę (tylko dla kierowców) bezpłatnie przebadać się alkomatem. Jeżeli wyszło, mógł wrócić spokojnie na plac i odczekać aż odparuje to, co uderza do głowy. Z pewnością poprawiło to bezpieczeństwo na drodze (ktoś mógł sprawdzić dla pewności – a wyszło mu low, ale jednak przekroczenie).
Moim zdaniem (a jestem BHPowcem) organizatorzy zrobili na prawdę wszystko, by zapewnić uczestnikom bezpieczeństwo. A że pojedyncze osoby z własnej głupoty straciły zdrowie i życie- ich własna wina. Na miejscu pomocy udzielano dość szybko. Nawet toi-tojów było więcej niż wcześniej. No ale powiedzmy sobie szczerze. Jak ktoś pije alko niewiadomego pochodzenia (chociażby zmieszane z płynem do felg – autentyk z imprezy) czy bierze jakieś narkotyki „domowej roboty” no to sam się prosi o śmierć. Nikt mu nie wciskał. Pewne rzeczy powinno się wynosić z domu. Jeśli czyta to rodzic: powiedz swojemu dziecku, że nie wszystko złoto co się świeci a nie wszystko bezpieczne, co uderza do głowy. Na miejscu można było kupić piwo, jak ktoś chciał. Coś swojego (w opakowaniu innym niż szklane) można było zawsze przemycić z domu, nie trzepali jakoś specjalnie bagaży, no chyba że ktoś wpadł na dilerce;).
To teraz jeszcze napiszę co było na prawdę dziwne.
Zbieram na… – no rozumiem że finanse lubią się kończyć, ale żebranie na kolejne piwo czy inną przyjemność jest trochę mało etyczne. Co ciekawe, ludzie dawali. Inną formą żebrów było zbieranie piwa. Tzn ma ktoś kubek i lej mu. I się lało. Trochę to niehigieniczne tak po kimś pić. A jak piwolejca jest chory? No ale jak dla nich to YOLO.
Free hugs – kolejne żebranie, tym razem o przytulanie. Biedni ludzie, nie mają bliskich, kogo mogą przytulić;(. A idź przytul własną matkę jak wrocisz. Będzie ci wdzięczna. No ale przecież matkę siara – lepiej losową osobę w obcym miejscu. Obrzydliwe, rly.
Pokaż cycki – Nie wiem po co ludziom patrzeć na cycki innych ludzi. ZNowu braki w uczuciach, które powinna zaspokoić osoba bliska. Ehh zwierzęta. Potem pokazane cycki idą w Internety a ludzie widzą wooda jako błoto i cycki. Na wasze własne życzenie.
Przebierańcy – piraci, wiedźmini, supermeny i cholera wie co jeszcze. A byli jeszcze ludzie z linami, pieski z puszek, kolczugi z zawleczek od puszek, pełno różnych przebrań i wymysłów. CO to juwenalia razy iks? :p
Ogólnie jak na taką masówkę – w miarę pozytywnie, ale stanowczo nie mój klimat.
//edit: wrzuciłam parę fotek jako album na fb, możecie zobaczyć jak było: album
2 komentarze
Jako weteran woodstockowy (7 raz) oceniam wpis: Za malo dystansu. Za bardzo przejmujesz sie opinią o Woodstocku. Jak dla mnie te trzy dni w roku to okazja by mozna bylo bezkarnie odreagowac stres. Młodzi ludzie mają to do siebie, że korzystają z życia i nawet jeśli się upodlą, co na „Przystanku Woodstock” jest zjawiskiem masowym, to wcale nie wyznacza moralnej czy intelektualnej degrengolady. Poszaleją, dorosną, zrozumieją.
Freehugs – widocznie nie jestes targetem, wielu samotnym ludziom brakuje zwyklych ludzkich gestow. Fajnie ze masz do kogo sie przytulic.
Żebracy – ja daję, szczególnie tym kreatywnym, z ciekawymi powodami zbiórki, bo za sam fakt rozweselenia mnie się należy. Komus buchną namiot, dokumenty, bilet. Trzeba sobie pomagać.
A co do cycków – nie przeszkadzaja mi ani w internecie (w regulaminie jest oficjalny zakaz filmowania i fotografowania uczestnikow wiec nie maja prawa sie wydostac – stad powiedzenie ze co bylo na Woodstocku, zostaje na Woodstocku) ani w realu, zwlaszcza woodstockowym. Faktycznie, co jakis czas mozna tam spotkac rozneglizowanych ludzi, ale moim zdaniem wpisuje sie to w nurt hipisowskiej ideologi i w wolonosci w ogole. Widocznie jeszcze nie dojrzalismy do tego rodzaju wolności jaki pokazał Woodstock w Ameryce. Festiwale rockowe nigdy nie byly i nie beda family-friendly bo juz sam rodzaj muzyki to nie muzyka na familijne spotkania i odzwierciedla sie to przez sposob bycia i ubioru (lub braku). A cycki są fajne, nie będąc facetem, po prostu tego nie zrozumiesz.
Zapraszamy za rok:D
Nie jestem targetem całej imprezy. Swoją drogą dzięki za komciaka;)
Co do żebraków – nie mam nic do nich – póki nie są to właśnie ci z kubeczkami biorący zlewki z piwa od ludzi:).
Comments are closed.