Press "Enter" to skip to content

Moje plany na przyszłość

Wpis BAAARDZO osobisty. Rozwijasz na własną odpowiedzialność.

Ehhh takie czasy. Nie wybrabiam się z magisterką, zalegają mi w draftach maile w różnych sprawach (ok, większość to bsides), task coach nie mieści się na ekranie a manic time w kółko bije mnie po łapkach bym nie grała za dużo (i dobrze mu to idzie, ostatnio gierki ograniczyłam w stopniu satysfakcjonującym). Ostatnio dostaję dużo pytań o następującej treści:
1. Dlaczego poszłaś na BHP? Przecież jesteś komputerowcem.
2. A co ty w ogóle chciałabyś robić?
W różnej konfiguracji, ale do tych dwóch można by było sprowadzić. Postanowiłam rozwalić ten problem siedząc sobie w wannie i mam odpowiedzi.
Ad.1 Poszłam na BHP ponieważ lubię zagadnienia z bezpieczeństwem a BHP uczy wielu ciekawych postaw, jak chociażby ciągłe wypatrywanie zagrożeń i przygotowanie się za wczasu na najgorsze, czy oszacowanie jak bardzo prawdopodobne jest to, co się stanie. Prawdą jest, że BHPowcy nawet w pracy biurowej widzą potencjalną śmierć, ale co z tego? Bezpiecznicy z IT-Sec nawet w prostej aplikacji potrawią zobaczyć dziurę (bo co jeśli funkcji hello world podmienimy strumienie czy funkcję odpowiedzialną za printowanie?). Paranoja jest dobra, aby mieć jakąś świadomość, ale tak jak sec nie ma twierdzy (i zdarza mu się na przykład spiracić gierkę) tak BHPowiec nie idzie w kasku do łóżka, bo mu żyrandol spadnie albo sufit się zawali^^. Ale rozwijanie świadomości rozwijaniem świadomości, nie tylko tym się żyje;). Uprawnienia umożliwiające porobienie szkoleń i dorobienie parę złotych do pensji na ocenach ryzyka i szkoleniach BHP:). A może kiedyś uda mi się napisać trochę software’u dla BHPowców:).
Ad 2. To pytanie jest trudne dość. Fragmentami odpowiedziałam już powyżej i rozwiałam wątpliwości tych, co widzą nie gdzieś w wielkiej korporacji kontrolującą czy wózki jadą po wyznaczonych trasach a chłopaki na wysokości mają szelki i kaski, a ci na dole ochronniki słuchu itd. Nie mówię nie z drugiej strony, ale na pewno chodzenie i upominanie ludzi to nie jest coś, co chciałabym robić. Gdybym mogła, ograniczyłabym kontakty międzyludzkie do minimum, a o to chyba łatwiej będąc „komputerowcem” w spódnicy. A więc kompy. Ceny sprzętu są tak niskie, a skala integracji jego coraz wyższa, więc idzie ku temu, że niedługo nie będzie czego ani jak rozbierać, więc przyszłość serwisantów należy już tylko do firm gwarancyjnych producentów sprzętu, więc w tą stronę raczej nie pójdę. Jeśli masz jakiś starszy komputer do naprawienia, mogę na niego rzucić okiem w wolnej chwili;). Myślałam również o robieniu szkoleń – całkiem spoko opcja, ale na razie brak mi konkretnych uprawnień trenerskich, jeśli gdzieś uda się jakieś zrobić niezbyt wysokim kosztem, chętnie się podejmę czegoś takiego, lubię nawijać. Mama mówi, że wykładowcą spokojnie mogłabym być. Ale na ten czas nie wyklarował mi się żaden zakres badań naukowych, więc z tym doktoratem to tak planuję poluzować i odroczyć go w czasie (a nawet odpuścić sobie). Bycie doktorem bez bycia naukowcem to tak wiecie, jakby być książką bez zawartości. A pisać o tym, co już zostało odkryte, ale ująć temat w inny sposób mogą inni polscy „naukowcy”. A skoro doktorat nie jest czymś, co w ciągu najbliższych 5 lat chciałabym uzyskać (przy czystym sumieniu), nie ma sensu pchać się na wykładowcę akademickiego (który najlepiej żeby był habilitowany jeszcze). Co do uczenia w szkole, uprawnienia nauczycielskie się robi 1,5 roku – więc w przyszłości czemu nie, pod warunkiem, że będzie to szkoła dla dorosłych. Z nastolatkami wolałabym nie przebywać za dużo – z wiadomych względów. Chętnie chciałabym potworzyć jakiś ciekawy content dla ludzi, może napisać jakąś książkę czy nakręcić parę filmików (ale ludzie coś tematów podrzucać nie chcą ^^). Dużo polskich materiałów edukacyjnych poszło do wiecznego /dev/nulla lub należy do rzeczy masakrycznie przestarzałych- przydałoby się coś dla potomności stworzyć, nie każdy musi znać angielski. Marzę o tym też, by pewne rzeczy ocalić od zapomnienia. I tu z jednej strony chodzi o to, aby po prostu ponagrywać opowieści starych ludzi i puścić na yt, jak i podszkolić się w metodach archiwizacji i odzyskiwania danych (łącznie z elementami forensic). Myślę, że zrobienie na przykład wiki z rzeczami, które wyszły z użycia byłoby ciekawym pomysłem. Ludzie lubią wspominać, zwłaszcza, jak młodość mają już za sobą. Nie lubię zdjęć, ale pośrednie przywracanie wspomnień (jak słuchanie starych piosenek z eurowizji, czy nawet wypicie frugo i zjedzenie oranżadki w proszku, którą ostatnio kupiła mi siostra) to coś mega. Przypomina mi stare życie bez obrazu tej niedoskonałej istoty jaką byłam (jakbym teraz była znacznie doskonalsza…). Mam też w planach zrobienie kiedyś jakiejś sensownej platformy do grywalizacji, ale raczej dla zamkniętej grupy. Czy pociągnę dalej temat z e-votingiem? Jak znajdę team:p A co do developerki, pisanie aplikacji webowych to masakra, desktopowych znacznie mniejsza, mobilków jeszcze mniej, ale jak sobie pomyślę, że znowu będę musiała pisać apki wielowątkowe jeszcze z poronionymi wywołaniami asynchronicznymi, których zrozumienie jest równie poronione jak próba chodzenia w grach 3d (czyli przekracza moją wyobraźnię). – wolę już pisać systoole. Takie drobne apki robiące dla mnie dużą robotę integrując się z systemem, powłoką lub jakimś konkretnym oprogramowaniem i wstrzelając się w to, co się tam dzieje robi to, co ja chcę. Ot taki extractorek jak pisałam kiedyś;). Bez jakiegoś pierdzielenia się z projektowaniem architektury na podstawie opisu z którego niewiele rozumiem bo zwykle jest na zbyt wysokim poziomie abstrakcji jak dla mnie. Takie mikroaplikacje robiące wielką robotę przynoszą mi masę radości:). To jest serio fajne.
Pisanie skryptów też wydaje się czymś fajnym, ale nie miałam okazji za często, ponieważ do przeglądania internetu i czytania pdfów nie ma sensu, backupów nie robię a powtarzalne czynności administracyjne mi się nie zdarzają, a też nie zgłasza mi nikt zapotrzebowania na takie zabawki (bo każdy pisze sobie). Czy mogłabym robić w supporcie? Hmm i tak i nie. Mam bardzo dużo satysfakcji jak komuś pomogę, ale jestem dość wrażliwa na krytykę i ciężko mi z komunikacją interpersonalną, poza tym łatwo się denerwuję. Ale jak nie planujesz mnie zwyzywać że znowu coś ci się zepsuło, możesz spokojnie pisać i będę siedziała nad Twoim problemem przez najbliższy wieczór (o ile nie spędzę go nad innym problemem). Tak poza zawodami wyuczonymi, lubiłam kiedyś pośpiewać i pobawić się dźwiękiem, ale śpiewam słabo a do akustyki nie mam sprzętu. Ci co mnie znają osobiście, wiedzą, że lubię ciszę, a raczej że mało który dźwięk uważam za miły. Tak, bo większość muzyki elektronicznej nie idzie słuchać – nie ma tam harmonii, brzmienia są hipnotyzująco – mózgoprogramujące a jeszcze zmieniają tętno i nie dają się wyrzucić z głowy nawet po wielu dniach. Horror, nie? Nie, tylko nadwrażliwość na dźwięki:).
Zdarza mi się czasami rozebrać jakiś kawałek elektroniki a czasami nawet coś w niej wymienić, ale serio, lutowanie zostawiam panom:p A poza tym, to skoro kopie mnie co druga klamka i każdy samochód… a nie chce mi się cały czas w opasce antyprzepięciowej chodzić. Może jak wpadnę i będę miała syna to się z nim pobawię w takie rzeczy. Co do sektora w którym chciałabym pracować, chyba wybrałabym w 1 kolejności NGO, bo to najbardziej fair, najwięcej robią dobrego, niemal bezinteresownie. Nie chciałabym za to pracować w budżetówce – przy małej kasie wielka odpowiedzialność, nawet jak nie prawna, to moralna. Od jakości twojej pracy i od Twojego ewentualnego błędu może zależeć czyjeś życie. Więc może media? Jeżeli to miałaby być prasa jakaś branżowa, czemu nie. Ale jak widać po moich wpisach czy artach, piszę raczej chaotycznie i nie do końca moje teksty by się nadawały do publikacji, chyba że ktoś by potem to przeredagował aby napisać to w miarę poprawnie po polsku. Laboratoria odzyskiwania danych, jakieś centra antykryzysowe, organizacje pożytku publicznego to chyba to, w czym widziałabym się najbardziej. Najbardziej gardzę zaś marketingiem (do tego stopnia, że na prawdę wolę 12 godzin pracy fizycznej niż pół godziny czasu na dostosowanie się do klienta z tym co robię, albo co gorsza z podniesieniem mu sprzedaży), branżą bankową czy służbami takimi jak straż miejska, wojsko czy policja – w tych miejscach nie chcę pracować za żadne skarby świata.
Wracając do „robić” – lubię robić eventy, nawet jak mi nie wychodzą. Czemu? Bo ciekawi ludzie muszą obecnie mieć pretekst żeby się spotkać i coś fajnego z tego czasami wychodzi- tak po prostu. Ale czy będę to robić zawodowo – chyba nieprędko. Przy „co jeszcze chciałabym robić”, dodam że uczyć się. Bo to lubię. Lubię jak coś, co mi nie wychodziło, w końcu zaczyna wychodzić. Były nerwy, wyrwane kłaki z łba, krew, pot i łzy a jest jakieś małe zwycięstwo i człowiek w dobrym humorze spać idzie. No, minusem tego jest to, że wcześniej kilka nocek spać szłam zła a wszyscy w promieniu 50m ode mnie mieli mnie dosyć i nie dziwię się im wcale;). Dobra, starczy tego smęcenia o sobie, może następny wpis będzie bardziej tematyczny. Jak ktoś chce mnie wkręcić do jakiejś fajnej inicjatywy to wiecie, zakładka kontakt, te sprawy:P