Cześć wam!
Dziś będzie o studiowaniu. Surfując po sieci nader często zauważam, że coraz więcej osób przekonuje do rzucenia studiów, a nawet zaniechania podjęcia próby studiowania. To doprawdy smutne. Fakt, każdy powinien się zastanowić, czy studiowanie jest mu potrzebne do szczęścia, ale propaganda anty-studencka nie jest moim zdaniem nikomu do niczego potrzebna.
Drodzy maturzyści – studia to wspaniała przygoda i warto ją rozpocząć, nawet, jeśli nie zamierzacie wozić się z dyplomem uczelni wyższej, zwanym zwyczajowo „papierkiem” a znaczącym niewiele więcej. Co oferuje wam uczelnia wyższa?
- Nauczycie się być polakami – poznacie na poziomie szkoły wyższej cwaniactwo, kombinatorstwo, a także w praktyce dowiecie się co to znaczy „załatwić coś”, „latać za zaświadczeniami (biurokracja)”, „dogadać się (np z prowadzącym)”.
- Będziecie mieli okazję poznać ciekawych ludzi – z którymi nie tylko wypijecie piwo, ale znacznie więcej. Wiele kontaktów biznesowych nawet zawiązało się właśnie na uczelni wyższej.
- Studia to czas działań – jeśli odkładałeś podziałanie nieco na później, czas najwyższy by zacząć. Potem będzie na pewno za późno. Nie mówiąc o tym, że macie tu spore ułatwienia. Salę na event można nająć za darmo, macie możliwość realizację dowolnego projektu w salach laboratoryjnych (jeśli uda wam się np wkręcić w koło naukowe, lub uda wam się nawiązać współpracę z pracownikami akademickimi), czasami idzie się wkręcić na darmowe szkolenie i dodatkowo podnieść swoje kwalifikacje.
- Czasami jest możliwość np skorzystania bezpłatnie z czytelni patentów i standardów
- Macie możliwość rozwoju naukowego – na przykład poprzez konsultacje u cobardziej ogarniętych prowadzących.
- Macie możliwość uczestnictwa w programach akademickich różnych firm – darmowe/tańsze produkty, szkolenia, praktyki zawodowe, możliwość realizacji dyplomu w firmie – to tylko niektóre formy współpracy firm z żakami.
- Zniżki „na legitymację studencką” – tańsze kino, basen, koncerty, wejściówki na konferencje a nawet w wybrane dni tańsza pizza:). Ale nie tylko. Tańsze pociągi (aż o połowę), autobusy, samoloty i komunikacja miejska (tez o połowę).
Obalamy mity
MIT 1 : „A u mnie na uczelni to jest niski poziom”
Taa, oczywiście – i jeszcze dodaj że uczą cię niepotrzebnych rzeczy. Nie ma to jak się wykręcać sianem. Opcje na uniknięcie zajęć na które nie masz czasu chodzić są przynajmniej cztery (pewnie kreatywni studenci są w stanie ich wymienić więcej)
- Konferencje, szkolenia i inne eventy – przynosisz zaświadczenie i masz z głowy. Możesz tak na upartego co zajęcia nawet, ale kolosów i egzaminów nie zdadzą za ciebie. Jednak jeśli zajęcia są dość nudne i wiele z nich nie wynosisz – rozejrzyj się. Nie tylko po swojej miejscowości, ale po całej Polsce, a nawet za granicą. Dowiesz się nowszych (i być może ciekawszych) rzeczy.
- Zaliczenie na podstawie projektu robionego na konkurs/dla koła naukowego (pokazujesz projekt jaki zrobiliście, oraz zaświadczenie od prowadzącego projekt o twoim udziale). Nie ma u was takich projektów? Zainicjuj jakiś – kadra akademicka lubi ambitnych studentów z pomysłami i są gotowi uszczknąć trochę swojego prywatnego czasu żeby służyć radą i pomocą. Za mało ludzi chętnych u Ciebie? Zrób projekt międzyuczelniany. Zaprocentuje [przy powodzeniu] zarówno na zaliczeniach jak i przy działalności do stypendium.Opiekun projektu (wybrany pracownik naukowy) chętnie ci wypisze „zwolnienie”, jeśli nie, możesz poprosić o to dziekana (że potrzebujesz wolnego na czas projektu).
- Podejdź do prowadzącego i powiedz że już znasz treść wymaganą na przedmiocie (ofc jeżeli jest to zgodne z prawdą). Nauczyciel zwykle wymyśli ci jakiś projekt z danej technologii lub zweryfikuje twoją wiedzę na podstawie testu (zbliżonego do tego, jaki pozostali napiszą na koniec) lub coś takiego. Po tej operacji (zwykle na 2 zajęciach) i rozliczeniu się nie musisz już przychodzić na zajęcia. Przychodzisz tylko po wpis.
- Promocja uczelni – są jakieś dni otwarte, akcje wyjazdowe, trzeba pokazać młodym uczelnię z najlepszej strony. Wtedy to Ty – jako ambitny student, powinieneś się wykazać, przy okazji opuszczając nielubiane zajęcia:)
- Oczywiście masz prawo do legalnej nieobecności na 1-2 zajęciach bez usprawiedliwiania;)
I tak dalej. Te mi akurat przychodzą na myśl. Podaję formy akceptowane na wielu uczelniach wyższych, acz każda uczelnia, a nawet każdy prowadzący ma swoją taktykę. Zdarzyło mi się że na nudnym wykładzie (ogarniałam temat, a usypiałam – koleś miał nurzący głos) okazało się że dawał 5 za maksymalną frekwencję ehh, więc lepiej chodzić czasami.
Oki. Tak załatwiliśmy problem z chodzeniem na nudne zajęcia. Ale przecież chcemy się edukować.Skoro poziom zajęć planowych nam nie odpowiada, również nie jesteśmy zostawieni sami sobie. I na to są sposoby i na pewno jest ich wiele. Jako że wpis się dłuży, a chcę napisać jeszcze o kilku rzeczach, podam tylko kilka możliwości nauczenia się ciekawych rzeczy, nawet jeśli twój poziom z danego zagadnienia znacznie odbiega od reszty grupy i jesteś specjalistą w swojej dziedzinie.
- Kursy, szkolenia, akademie – zwykle płatne, choć czasami idzie się załapać na coś za darmo lub po uldze. Oprócz nabytej wiedzy, mamy dodatkowy papierek do kolekcji (po zdaniu egzaminu). Pracodawcy lubią papierki, więc warto
- Staże, praktyki – jak jesteś początkujący, lub chcesz zobaczyć jak wygląda firma od środka, warto. W przeciwnym razie poszukaj sobie pracy. Chyba że podoba ci się zapieprzanie za darmo w imię przyuczenia do zawodu:). PS praktyki można sobie zaliczyć na podstawie umowy o pracę lub inny świstek.
- Koła naukowe – wiem jak to jest z działalnością studencką, ale może jakiś kursik czy projekcik się uda zrobić.
- Projekty naukowo-badawcze – czasami się uda wkręcić do takiego projektu. Sporo skilla i wieczna chwała jak się uda wynaleźć coś nowego:)
- Projekty indywidualne – masz pomysł na ciekawy research? Zgłoś się do nauczyciela akademickiego lub kierownika instytutu. Materiały (czytelnia standardów i patentów, biblioteka uniwersytecka, materiały 2 obiegu), wsparcie merytoryczne (kadra naukowa), oraz zaplecze (laboratoria) stoją dla Ciebie otworem. Oczywiście o ile nikt inny w danym czasie nie korzysta, zauważ, że jesteś na końcu łańcuszka. Ale w obecnej Polszy nikomu się nic nie chce, więc masz sporo szans.
- Konsultacje naukowe – zauważcie, że prowadzący zajęć często prowadzi je nie ze swojej dziedziny lub musi się dostosować do grupy i nie prowadzi jak mógłby (tzn wie znacznie więcej niż by się można wydawać). Jeżeli udało ci się wytropić że masz na prawdę dobrego nauczyciela akademickiego, udaj się z nim na konsultacje, nie na temat. Oczywiście przyjęło się, by wcześniej poinformować że się będzie, kiedy się będzie i na jaki temat będzie się chciało rozmawiać. Zwykle prowadzący nie robią problemu, a nawet lubią być czyimś autorytetem.
- Ambitna praca inżynierska/licencjacka/magisterska itd – tego chyba nie trzeba opisywać. Ambitna praca na półtora roku roboty, dobry promotor i jedziesz.
- Korzystanie z programów wymiany studenckiej jak MOST, MOSTECH czy ERASMUS – dla osób, które chcą przez pół roku czy rok postudiować gdzie indziej. Oczywiście czas spędzony na obcej uczelni jest policzony jako ten spędzony na macierzystej i nie tracisz ani uprawnień ani nie masz sem w plecy. Jednak spory problem jak się działa. Grupy nie zostawisz. Z parlamentem pewnie też byłby problem.
Podsumowanie mitu: Kreatywny student wszędzie widzi możliwości doedukowania się. Uczelnia daje wiele takich możliwości, co myślę, że udało mi się pokazać. Więc nie ma się co wykręcać. Na prawdę, warto iść na studia i skorzystać z tych możliwości.
MIT 2: „A u nas to same debile chodzą – nie ma z kim sobie podziałać”
Taaa, słyszałam to nie raz. I nie raz się ludzi z różnych uczelni ze sobą zgadywało. Nie wiem czy któraś z owych „par” nadal się kumpluje ze sobą ale mniejsza. Zauważyłam nawet po sobie – zwykliśmy nie zauważać się nawzajem wśród kolegów z roku, albo zauważamy się zbyt późno (3 rok na przykład, kiedy już nic się nie podziała za bardzo, bo tu praca, tu specjalizacje, tu nikt czasu nie ma, zgadać sie nie idzie na piwo a co dopiero na projekt). Nie znam na to lekarstwa, acz zaznaczam, że rzeczywistość najczęściej nie jest tak szara jak nam się wydaje. Kwestia wytężonej uwagi, albo w ostateczności robienia projektów międzyuczelnianych (w dzisiejszych czasach, dzięki sieci, łatwiej się zgadać z osobą z 2 końca polski niż z „kolegą” siedzącym na wykładowej 3 rzędy wyżej).
Podsumowanie mitu: Ludzie, zacznijcie ze sobą gadać a nie nołlajficie:p
MIT 3: „A u nas na uczelni to jest za mało praktyki ehh porobiłoby się coś co się na prawdę w życiu przyda”
No cóż, jest możliwość zakładania w PL kierunków o profilu ogólnoakademickim i przemysłowym, jednak zwykle nie ma na te drugie chętnych (wiąże się to ze spędzeniem 1-2 sem dłużej – na pracy zawodowej i powrotu na napisanie dyplomu), albo uczelnia ma problemy ze znalezieniem firm które przyjmą owych chętnych. Ostatecznie ich istnienie jest tylko na papierze.
Ale to nie oznacza, że typowi praktycy mają trudno. Oto kilka rozwiązań problemów.
- Akademie – takie kursy prowadzone przez firmy i z danymi firmami związane. Chociażby u nas robiły u nas to firmy takie jak HP, MAZEL, REC, NSN, IBM, Microsoft. O cisco nie wspomnę bo ich akademie to są akurat wszędzie. Poza wykładami mają one zawsze części praktyczne i kończą się papierkiem. Często zdarzają się akademie bezpłatne, niestety do dyspozycji jest tylko kilkanaście miejsc. Często na część praktyczną jest kilkanaście miejsc, zaś na wykłady może przyjść sobie każdy – także nawet jeśli na akademię się nie dostaniesz, możesz się czegoś ciekawego dowiedzieć.
- Praktyki zawodowe – poza praktyką obowiązkową, masz możliwość odbywania praktyk indywidualnych i staży – płatnych lub bezpłatnych, z trenerami lub bez, stacjonarnie i zdalnie – jeżeli potrzebujesz umiejętności praktycznych – możesz rozwijać je tam. Problem ze znalezieniem? Jeżeli na prawdę nie ma ogłoszeń, to zawsze możesz udać się do biura karier czy na targi pracy i tam poszukać. Problemu być nie powinno, to nie praca na etacie;)
- Praca – no i w końcu możesz iść do pracy. Na 1 i 2 roku może być trudno na kierunkach technicznych godzinowo wyrobić. Na innych lżej. Ale z roku na rok okienek i godzin wolnych jest więcej – czasu przybywa i potencjalnych godzin pracy dzięki temu też. Są pracodawcy, którzy akceptują studentów i zatrudniają w niepełnym wymiarze godzin z dostosowanym harmonogramem. Jeśli jesteś kumaty, część zaliczysz na początku sem weryfikując się projektami i tych godzin będziesz miał jeszcze więcej. Więc wiedzę praktyczną możesz nabyć w ten sposób.
- Konkursy międzynarodowe jak np Imagine Cup – robienie projektów ze znajomymi. A nuż się uda.
Podsumowanie mitu: „Kiepskiej tanecznicy to i rąbek u spódnicy – brak ci praktyki na uczelni? Weź się za robotę”
Reasumując:
Pozdrawiam wszystkich tych, którzy namawiają na swoich blogach i profilach na portalach społecznościowych do niestudiowania bo po co na co i w ogóle to się nie opłaca bo lepiej wyjechać do Anglii na zmywak [nie obrażając specjalistów pracujących w Anglii w zawodzie]. A was – maturzystów szczerze zachęcam do studiowania. Zwłaszcza studiowania kreatywnego. Myślę że nauczycie się wielu ciekawych rzeczy, przeżyjecie wiele wspaniałych przygód i w ogóle. Tak nawiasem, jak ktoś się wybiera na UZ, dajcie znać. Chętnie pomogę w znalezieniu się w uczelnianej rzeczywistości.
To tyle ode mnie. I powodzenia na studiach:)
One Comment
Na studiach w UK też jest sporo zajęć, które są niesamowicie nudne, uważane za niepotrzebne (dopóki się nie znacznie własnego dużego projektu :D), jest sporo osób, które nie znają podstaw matematyki a ich kod źródłowy jest całkowicie nieczytelny… nawet po 4 latach, a praktyki są nieobowiązkowe. Tak jest wszędzie nie ma się co łudzić.
Comments are closed.