Press "Enter" to skip to content

Województwo Lubuskie – sztuczny twór bez przyszłości

Nie wiem kto był pomysłodawcą województwa Lubuskiego w roku 1999 i jaki miał w tym cel- moim zdaniem pomysł jest co najmniej poroniony. Ale w owym 99 byłam dzieckiem chodzącym do podstawówki i raczej słabo jeszcze rozumiałam co się na świecie dzieje. Niby stylizowane na podział z roku 68 z pominięciem Koszalińskiego (o co tamtejsi robią dym do dziś)- więc może jest za tym drugie dno. Ale wtedy nie było podziału władzy – stolicą była Zielona Góra.

Lubuskie na tle sąsiadów - praca
Lubuskie na tle sąsiadów – praca

Pamiętam jak w szkole nas uczyli o naszej „małej ojczyźnie”. W trzeciej klasie – zaraz obok tego, jak były pokazywane przykłady innych regionów. Z zazdrością patrzeliśmy na takich Kaszubów, Krakowiaków, czy Mazowszan. Nawet poznaniacy mieli swoje pyry i koziołki a my? Nie umniejszam historii i dorobku historycznego pojedynczych miejscowości, ani naszych historyków lokalnych – robiących naprawdę dobrą robotę – weźmy chociażby Witnicę i panów Zbigniewa Czarnucha i Czesława Chmielewskiego, ale to nie to. Brakuje nam tej tradycji, poczucia jedności, tożsamości jako większy region, jakim powinno być województwo – w końcu historycznie należeliśmy do wielu różnych regionów (co można chociażby zobaczyć na mapce – pobranej gdzieś z Facebooka).

Malutka Ziemia Lubuska - czemu stała się sporym przygranicznym województwem?
Malutka Ziemia Lubuska – czemu stała się sporym przygranicznym województwem?

Nie mieliśmy nic, poza jakimiś „strojami lubuskimi” i jakąś miejscowością „Lubusz” będącą obecnie po stronie niemieckiej (i w latach 90 już szły ściemy z proeuropejskością, euroregiony, projekty z PHARE – festyny prounijne w ramach dnia dziecka odbywające się co roku- dla przykładu program z 2003: Lubuskich dzieci stolica ). Jedyne co mieliśmy szybciej od rówieśników, to sortowanie odpadów (w ramach CZG12 – odbiór odpadów sortowanych był darmowy – aż do wprowadzenia ustawy śmieciowej, uczniowie jeździli do zakładów przetwórstwa odpadów na eko-lekcje) i jeżdżenie do Niemiec na dowód (w ramach tzw. Małego Ruchu Granicznego). Były jeszcze szkolne wymiany z Niemcami i Holandią, jeśli ktoś chciał. Ale był żużel. Na tej platformie wywiązały się pewne antagonizmy między Zieloną Górą a Gorzowem Wielkopolskim (tylko z nazwy), przenoszące się z żużla na wszystkie inne grunty. Na udokumentowanie problemu podam pierwszy z brzegu link (kto nie skacze… ). Swoją drogą te miejscowości – bardziej przypominające miasta powiatowe niż wojewódzkie, nie potrafiły się dogadać co do wyznaczenia stolicy tego sztucznego tworu. Dowodem jest brak stolicy. W zamian za to mamy siedzibę wojewody, i siedzibę sejmiku wojewódzkiego. Podobna sytuacja jest w kujawsko-pomorskim (może i ono wymaga rozbicia) . Ma to swoje minusy. Nie ma jednego wiodącego miasta, które mogłoby być reklamówką i przyciągać ludzi. Ogólnie Lubuskie charakteryzuje swoista bylejakość i brak dumy z miejsca zamieszkania. Panuje przekonanie, że jesteśmy wylęgarnią. Młodzi się uczą a potem idą za pracą do sąsiadów – zarówno sąsiednich województw w Polsce, jak i do Niemiec. Pójście na UZ czy PWSZ (Sulechowski czy Gorzowski) to dla wielu Lubuszan nie akt lokalnego patriotyzmu – a ostatnia deska ratunku po tym, jak się nie dostał do Poznania, Wrocławia czy ostatecznie Szczecina. Pozostanie u nas to obciach dla większości i dowód na nieporadność życiową (a może to prawda?). Bo kto został? Młodociane matki, alkoholicy, starcy, ludzie nieporadni których rodzice czy dziadkowie przybyli „zza buga” i siedzą bo mają mieszkanie, ale niekoniecznie pracę. Świadczenia płacą jak wszędzie, podatki gruntowe są dość niskie, kawałek działki da jeść, a z resztą jakoś to będzie. „Kiedyś przynajmniej były PGRy”.
Wracając do naszych rodzimych uczelni – można ją rozpoznać po bardzo małej ilości przyjmowanych studentów (co skutkuje nieotwieraniem specjalizacji i całych kierunków w niektórych latach – co nie przeszkadza rozszerzaniu oferty i tworzeniu nowych co rok) i jeszcze mniejszej ilości absolwentów (których w przypadku studiów drugiego stopnia na palcach można policzyć). Nie ma co się młodym dziwić – nie ma u nas pracy dla specjalistów – wystarczy porównać na którymś z portali dla szukających pracy. Jest za to masa – w handlu (gdzie studia nie są wymagane). Każdy sklep ma obecnie na drzwiach kartkę z napisem „zatrudnię <<nazwa_stanowiska>>”. Często na śmieciówkach, za jakieś 5-10 złotych, ale w sam raz na to, żeby zarobić na bilet i ułożenie sobie życia gdzie indziej. Albo przebiedowania jakoś tam. Poza sklepami można jeszcze do rolnika sezonowo pójść, albo zbierać leśne runo -w końcu lasów ci u nas dostatek. Sklepy – w tym super i hipermarkety wyrastają jak grzyby po deszczu i widać w nich kupujących – często rodziny osób „na robotach”, nierzadko zakupowi turyści zza odry. Także jeżeli ktoś w ogóle szuka jakiejkolwiek pracy – nie będzie miał problemu z jej znalezieniem- tym się wyróżniamy od Mazur chociażby, gdzie ludziom naprawdę o pracę ciężko. Nie jesteśmy podobno tacy biedni – wytwarzamy sporo PKB per capita. Można o tym przeczytać na przykład na stronie : bogaci a biedni . Szkoda, że za tym nie idzie płaca – co można sprawdzić chociażby na mapa wynagrodzeń gdzie wizualnie można ocenić, że wypadamy blado w porównaniu do sąsiadów. Bogactwo może wynikać ze złóż – mamy ropę, gaz (nie tylko łupkowy), miedź, gdzieś się nawet zdarzał węgiel brunatny (pamiętam z dożynek – jak ekolodzy pokazywali jakie te odkrywki złe i niedobre)… Mamy jeszcze parki narodowe i blisko do niemcoof (może mniej chlubny fakt, ale dzięki temu położenie uchodzi za dobre). Jedyne co u nas rzeczywiście jest tańsze niż u sąsiadów, to mieszkania (ceny mieszkań – tanio w Lubuskiem), ale to prawdopodobnie powód konkurowania z jeszcze tańszymi (i często wybieranymi przez przygranicznych) mieszkań w Niemczech (a jeszcze taniej u Niemca). Więc może to mentalność jest problemem – wtedy całość mogłoby rozwiązać rozbicie województwa na 3 części wg uwarunkowań historycznych (jak na mapce powyżej- mieszkańcy rzeczywistej Ziemi Lubuskiej mogliby się opowiedzieć w referendum/plebiscycie gdzie chcą przynależeć). Dzięki temu konflikt Gorzowa z ZG przestałby istnieć – stałyby się miasteczkami powiatowymi w cieniu Szczecina i Wrocławia. Można by rozważyć wtedy rozwiązanie UZ (który posiada wydziały gdzie kadry jest więcej niż studentów- więc po kadrze i studentach można domniemać, że uczelnia jest trzymana na siłę, bo każde województwo powinno mieć uniwersytet), ograniczyć administrację rządową ($$$) itd. A zadłużeni nie jesteśmy na tyle, by być jakimś większym ciężarem. Są tacy, co idą jeszcze dalej, chcąc podzielić Polskę na 6 regionów: Tniemy administrację (co może i miałoby sens – z pewnością ograniczając znacznie ilość urzędników – obecne skarbówki, ZUSy czy NFZty mogłbyby być filiami – pani w urzędzie kosztuje taniej niż wojewoda i sejmik). Więcej można przeczytać na państwo federalne w Polsce?

Parafrazując hasło reklamowe: Lubuskie? Szkoda zachodu. I piszę to ja – wychowana we wsi powiatu gorzowskiego, posługująca się dyplomem Uniwersytetu Zielonogórskiego- będąca po obu stronach barykady.